W poszukiwaniu Qltury przez duże ‘Q’ trzeba przeprawić się na drugą stronę Wisły. Wycieczka może do najprzyjemniejszych nie należy, ale cel wart zachodu. Street art w Warszawie ma jeden główny przystanek na 11 listopada 22 –Viuro. I o ile sami „animatorzy” street artowej sceny odcinają się od galerniczych ram działalności to wieszane i najczęściej tworzone na ścianach dzieła to solidna dawka poezji ulicy. 
Gościem praskiej galerii jest Wrocławski artysta Hiro. Przyjaciel Viura, który bawił na ich urodzinowej imprezie i chyba tak mu się spodobało, że w Warszawie został tydzień, a czasu nie zmarnował. Zazwyczaj kolorowa ściana na której prezentowane są w Viurze prace zamieniła się w czarnobiałą plamę, jak Big Bang w czarnobiałym kinie. Tytułowy „Xero Mess(er)”, totalna monochromatyczna abstrakcja. Jeden krok i z chaosu wydobywają się pierwsze kształty(choć nie przypomina to wcale stworzenia świata). To żołnierz w helikopterze, to powiększona litera, to fragment wieżowca. Drugi krok i już widzimy że obok żołnierza nalepione są króliki, spod wieżowca wydostaje się napis, a litery mają swoje kontynuacje. Jeszcze jeden krok i już nie widzimy wybuchu, ciężko dostrzec nam żołnierza, widzimy za to tysiące małych fragmencików, gazetowych sampli ,które w jeden utwór połączył Hiro. Obraz na tyle wciągający, że staliśmy dobrych paręnaście minut doszukując się coraz to nowych fragmentów, dostrzegając relacje między jednym a drugim skserowanym wycinkiem. Kilka kroków w tył i powrotem patrzymy na Mess, jednak bałaganu już nie widzimy. Widzimy wielki, przemyślany potencjał chaosu.
Pan Hiro opowiedział o swojej działalności, ciągotach do czarno-białych kserówek i niechęci do kolorowych prac. Praca powstaje w znacznej części przypadkowo. Gotowe są tylko elementy, kserowane wycinki (swoją drogą zastanawialiśmy się jaka specjalistyczna literatura musi to być, skoro można w niej zobaczyć panienki od stóp do głów w lateksie). Klejenie i składanie graficznych sampli wydaje się pokrewne twórczości grupy mass mix. Efekt jest jednak zaskakująco inny. Kolaż Hiro to moim zdaniem gra ulicy XXI wieku z dokonaniami modernizmu, od dywizjonizmu po rosyjski kolaż. Dobrą recenzją pracy jest jeden z głosów z sali -„no i jest postmodern”. Skojarzeń nasuwa się jeszcze więcej, rewitalizacja już wykorzystanych cytatów z kultury, chęć ukrycia jednych czy eksponowania innych elementów. Dzieło skłania do kontemplacji, wsysa nas wielka plama. Chaos nabiera tu nowych znaczeń, a wszystko to zamknięte w niezwykle chwytliwej formie.
„We don’t need another Hiro” śpiewała babcia Tina, a ja myślę, że miała rację- oryginalny Hiro zdecydowanie zaspokaja potrzeby z gatunku estetyki street. Nie potrzeba innych Hiro, za to więcej Hiro w Warszawie, może poza murami galerii- owszem. Warto zajrzeć do Viura, nie tylko by zobaczyć nowe dzieło Hiro ale by poczuć atmosferę kolorowej alternatywy dla lewobrzeżnej sztuki.
Gościem praskiej galerii jest Wrocławski artysta Hiro. Przyjaciel Viura, który bawił na ich urodzinowej imprezie i chyba tak mu się spodobało, że w Warszawie został tydzień, a czasu nie zmarnował. Zazwyczaj kolorowa ściana na której prezentowane są w Viurze prace zamieniła się w czarnobiałą plamę, jak Big Bang w czarnobiałym kinie. Tytułowy „Xero Mess(er)”, totalna monochromatyczna abstrakcja. Jeden krok i z chaosu wydobywają się pierwsze kształty(choć nie przypomina to wcale stworzenia świata). To żołnierz w helikopterze, to powiększona litera, to fragment wieżowca. Drugi krok i już widzimy że obok żołnierza nalepione są króliki, spod wieżowca wydostaje się napis, a litery mają swoje kontynuacje. Jeszcze jeden krok i już nie widzimy wybuchu, ciężko dostrzec nam żołnierza, widzimy za to tysiące małych fragmencików, gazetowych sampli ,które w jeden utwór połączył Hiro. Obraz na tyle wciągający, że staliśmy dobrych paręnaście minut doszukując się coraz to nowych fragmentów, dostrzegając relacje między jednym a drugim skserowanym wycinkiem. Kilka kroków w tył i powrotem patrzymy na Mess, jednak bałaganu już nie widzimy. Widzimy wielki, przemyślany potencjał chaosu.
Pan Hiro opowiedział o swojej działalności, ciągotach do czarno-białych kserówek i niechęci do kolorowych prac. Praca powstaje w znacznej części przypadkowo. Gotowe są tylko elementy, kserowane wycinki (swoją drogą zastanawialiśmy się jaka specjalistyczna literatura musi to być, skoro można w niej zobaczyć panienki od stóp do głów w lateksie). Klejenie i składanie graficznych sampli wydaje się pokrewne twórczości grupy mass mix. Efekt jest jednak zaskakująco inny. Kolaż Hiro to moim zdaniem gra ulicy XXI wieku z dokonaniami modernizmu, od dywizjonizmu po rosyjski kolaż. Dobrą recenzją pracy jest jeden z głosów z sali -„no i jest postmodern”. Skojarzeń nasuwa się jeszcze więcej, rewitalizacja już wykorzystanych cytatów z kultury, chęć ukrycia jednych czy eksponowania innych elementów. Dzieło skłania do kontemplacji, wsysa nas wielka plama. Chaos nabiera tu nowych znaczeń, a wszystko to zamknięte w niezwykle chwytliwej formie.
„We don’t need another Hiro” śpiewała babcia Tina, a ja myślę, że miała rację- oryginalny Hiro zdecydowanie zaspokaja potrzeby z gatunku estetyki street. Nie potrzeba innych Hiro, za to więcej Hiro w Warszawie, może poza murami galerii- owszem. Warto zajrzeć do Viura, nie tylko by zobaczyć nowe dzieło Hiro ale by poczuć atmosferę kolorowej alternatywy dla lewobrzeżnej sztuki.
jaaarać się!
ReplyDeleteHiHIRO ...pozdrowionka od Wrobela..pamietasz???
ReplyDeletehirokryzja
ReplyDelete