Saturday 20 March 2010

Emigrant w fotografii czyli Krzysztof Zieliński w galerii Starter

„Stereo” i „Starter” mylą mi się. Nie wiem czy to zbieg okoliczności, czy dowcip, który ma utrudnić życie młodym, nietutejszym adeptom sztuki, ale nazwy dwóch poznańskich galerii stworzone zostały chyba po to by je przejęzyczać. Dokładnie poinstruowany („Starter, to w bramie z szyldem masaż erotyczny”), z bagażem wrażeń z wystawy Piotra Żylińskiego, wymaszerowałem na wernisaż „Wszystko w porządku” Krzysztofa Zielińskiego. Odnalazłem szyld, bramę secesyjnej kamienicy, plakat z wielkim „Z” i po starych drewnianych schodach do galerii.
Wystawa to trzy fragmenty cyklu „Briesen”, który przez czternaście lat tworzył Krzysztof Zieliński. „Briesen”, co po Polsku oznacza Wąbrzeźna - miejscowość, z której pochodzi artysta. Dwa cykle wyprowadzone są i z powrotem zbiegają się na zdjęciach z trzeciego cyklu „Wszystko w porządku?”. Zaprojektowana w kształt litery V ścianka wskazuje dwie drogi.
Dziewięć czarno-białych fotografii z Seri „ Widoki Duselldorfu” to spojrzenie na wieżowiec w Berlinie . Wykonane z pewnej odległości, jakby przyczajone, potajemnie obserwujące budynek fotografie różni tylko rozświetlenie kadru. Geometryzująca fotografia wygląda z jednej strony jak smutna, zwielokrotniona ilustracja kolejnego cudu architektury użytkowej, z drugiej jest w niej piękno ascetycznej kompozycji, monotonnych prostopadłych i równoległych linii . Dołączony do wystawy tekst Mariki Zamojskiej porównuje pracę do fotografii Bernda i Hilly Becherów. Rzeczywiście praca jest jak ukłon, kontynuacja pracy nestorów fotografii z Duseldorfu. „Widoki Duselldorfu” jest jednak znacznie bardziej nostalgiczny. Nie odnajdziemy tu siły dokumentowanej architektury obdartej z tła, suchej. Tutaj wyczuwany jest dystans, strach przed zbliżeniem się do szklanego molocha.


Druga burta wystawy to cztery ujęcia twarzy autora. Wykonane jakby z zaskoczenia fotografie, sprawiają wrażenie przypadkowych. Zasmucona twarz zapełnia cały kadr, momentami wydostając się poza jego ramy. Postać unika kontaktu wzrokowego, a jeśli już spogląda, to raczej w dal, niż w naszym kierunku. Opresyjna sytuacja , w której znajduje się podmiot, przyjmowana jest obojętnie. Nie ma ucieczki przed obiektywem, tak jak nie ma ucieczki przed zmierzeniem się z sytuacją emigranta kiedy pojęcie ja ” Ja” staje się „Ich”. Kontekst autobiograficzny jest jakby nie pewnie dopowiedziany. Nie pojawia się bezpośrednio, jest dla mnie słabo czytelny. Pytanie czy Ja to Ich, czy słowa są tożsame, wydaje mi się być równie wątpliwe. Nie wiem, czy chodzi o akceptację sytuacji emigranta, który musi przystosować się, zacząć myśleć w nowym języku. A może pojęcia Ich i Ja dla artysty niosą zupełnie inne znaczenia, inne skojarzenia, choć pozornie oznaczają to samo?


Wystawę spina wspomniane V, ściana, na której rozłożone są fotografie z pracy ”Wszystko w porządku”. Najstarszy cykl łączy, a raczej zderza, dwa wątki z autobiograficznej opowieści artysty. To co zewnętrzne i to co wewnętrzne łączy się w 12 zdjęciach. Emigrant konfrontuje się z zastanym miejscem. Zwłaszcza że nie są to przyjemne, reprezentacyjne miejsca, reklamowane jako atrakcje turystyczne. Podziemia, wejścia do metra, puste, zimne, raczej odstraszające niż czekające na przechodnia. Właśnie w takich miejscach szukamy swojego „Briesen”- miejsca do którego wracamy we wspomnieniach.


Wychodzę i chociaż nazwy Stereo i Starter dalej „przejęzyczają mi się”, ale już nie mylą. Ciężko jest pisać o wystawie, która przedstawia tak osobistą sytuację. Jeszcze trudniej analizować wystawę, która zamyka się w trzech elementach większego cyklu. Mnie ta prezentacja przygnębiła, czyli sztuka zadziała. Gdzieś z tyłu głowy pozostaje jednak pytanie, na ile ten odbiór kreowany jest nie przez samego artystę, ale kuratorów, którzy opisują prace, napędzają interpretację.

No comments:

Post a Comment