Thursday 17 December 2009

Nielubiany Guma

O ustawieniu rzeźby „Pan Guma” wykonanej w 2008 roku na rogu Stalowej i Czynszowej na warszawskiej Pradze było głośno jeszcze przed samym wydarzeniem. Nic w tym dziwnego, Paweł Althamer artysta, który wymyka się tradycyjnym formom sztuki, właściwie organizując artystyczne wydarzenia, czy przedsięwzięcia na wielką skale, jak, choćby „Wspólna sprawa” z 2009 roku, która wykroczyła daleko poza dotychczasowe granice performance. Tym razem skromniej, ale nie bez wzbudzenia silnych emocji, artysta zaprezentował na Pradze rzeźbę lokalnego pijaka. Choć miałem unikać spraw społecznych, obce mi pisanie o problemach innych niż artystyczne , to tym razem nie obędzie się bez tego typu wtrętów, bo i dzieło bez publiki obejść się nie może

Lekko spóźniony zastałem na miejscu pokaźny tłumek. Ludzie ogrzewający się przy koksownikach, dzieci z Grupy Pedagogiki i Animacji Społecznej Praga Północ, co młodsze bawiące się wokół ogniska, mieszkańcy, a z nimi pierwsze głosy krytyki. „Po co nam ten Guma, Lepiej, by poecie ten pomnik wystawili”, żalił się pewien pan. „Słowacki, to ja rozumiem Mickiewicz, ale temu lumpowi” Swoją drogą, ciekawe, któremu polskiemu poecie wystawilibyśmy pomnik? Świetlickiemu nie, bo żyje, Miłosz, noblista, ale w Polsce długo nie mieszkał, więc też nie bardzo, Wojaczek samobójca, no i pijak. Po głębszym zastanowieniu przypomniałem sobie tylko jednego polskiego poetę współczesnego na postumencie, Karola Wojtyłę, ale nie wiem, czy akurat za literackie zasługi na cokole stanął. Wracając do atmosfery, to, gdybym mógł wejść w obraz Pietera Bruegla pewnie tak bym się poczuł. Głośny tłumek, wyraźnie podekscytowany, z twarzami zaczerwienionymi od mrozu. W chwile po wstępnym zbadaniu terenu okazało się, że jestem w grupie protestujących przeciw temu artystycznemu wydarzeniu. „Oświetlonych ulic, nie meneli” krzyczeli ludzie z wspólnoty lokatorskiej, „Hanka (podejrzewam Gronkiewicz Waltz) ośmiesza Pragę, DYSKRYMINACJA” krzyczeli co bardziej zaangażowani. Protestów nie zakłócił nawet krótki występ dzieci na scenie, które dopadłszy mikrofon zaśpiewały chyba każdą piosenkę o Legii jaką się da. Mediacje szły opornie, a tłum domagał się rozmowy z autorem, o ile można, to nazwać rozmową.


Gdzieś w tym zgiełku, zniknęła rzeźba, zapomniano o niej i, dopiero gdy na drugą stronę ulicy przeniosły się tam ekipy reporterskie, ludzie zauważyli, że tam pod płótnem ukrywa się casus belli. Wreszcie bomba w górę! Trochę gwizdów trochę oklasków i sedno mojej wycieczki, rzeźba. Wykonana z materiałów znalezionych na Stadionie Dziesięciolecia przez artystę i jego młodych pomocników, gliny i papieru. Przypomnę tylko, że autorami wspólnie z Althamerem była 4 podopiecznych, Grupy Pedagogiki i Animacji Społecznej Praga Północ. To oni byli pomysłodawcami tematu, co wiele sugeruje, nie wybrali oni ani Wałęsy ani Kazimierza Deyny, wybrali Gumę, niechciany symbol ich dzielnicy. Wspomnę, tylko że rzeźba jest trochę mniejszych niż człowiek rozmiarów, opinią o realizmie rzeźby będzie cytat. „ten guma, to w ogóle do siebie nie podobny, ja go znałem, on grubszy był” mówił jeden z jeden z lokalnych pijaczków. Ja Gumy nie znałem i mi się Guma w swojej pijackim kontrapoście podoba. Chwieje się, jak chwiał się za życia, co sprawdzali co rusz niezadowoleni mieszkańcy Pragi szturchając go i popychając. Trzeba było wrócić do ciepłego koksownika i nie dlatego, że mróz dawał się we znaki, ale z powodu zapowiedzianej projekcji filmu.
Film, to prezentacja procesu twórczego, trochę zabawy, trochę wzajemnego poznawania się Althamera i chłopców. Rejestracja procesu twórczego przerywana jest komentarzami na temat współpracy z artystą i przebitkami z relacją kolegów Gumy na temat jego życia i śmierci. Kto, choć raz przysłuchiwał się takim rozmową może sobie wyobrazić jak mitologiczne historie tworzyli rozmówcy. Brakowało mi w dokumencie, szerszej wzmianki o chłopakach, którzy tworzyli rzeźbę. Szkoda, bo praca którą wykonał z nimi alt hamer mogła, im wiele dać, zainteresować, trochę naprostować przez sztukę. Dodać warto, że cały pokaz odbywał się w atmosferze włoskiego spektaklu. Głośne komentarze, żywe reakcje. Całkiem interesująca okazała się obserwacja innego niż galeryjno muzealny widz „na poziomie”, którego żywą reakcje mógłby wzbudzić chyba tylko alarm przeciwpożarowy.


Znów truchcikiem na drugą stronę jezdni, a tam Althamer broni i siebie i rzeźby przed tłumem. Odpowiada na pytania, o ile udawało mu się wśród setek ad personam wyłapać pytania. Tłumaczy, że to nie tak i, że nie ośmiesza Pragi, że to nie on wybrał temat i, gdy wydaje się, że już nawiązuje kontakt z gawiedzią, ktoś zaczyna kłótnie. I tak w kółko. Na nic tłumaczenia o zachwycie nad pięknem Pragi. Obiecano Althamerowi, że już oni zadbają, by rzeźba zniknęła na dniach, na co znów odezwała się pijacka społeczność, której głos brzmiał. Tylko jak go ruszy (tu kilka słów z matki łaciny), to (tym razem ich polskie odpowiedniki) go.
Wniosek taki, problem nie leży w kontraście Praga-Warszawa, a w podziałach na Pradze. Prezentacja rzeźby ten problem unaoczniła. W niepamięć wielu poszła pomoc jaką dla chłopców była współpraca z artystą, czy samo piękno rzeźby, która w swojej pijackiej estetyce jest ujmująca. Chyba trzeba jeszcze poczekać na wyjście artystów z galerii na ulicę. Poczekamy.

2 comments:

  1. Warto zrobić korektę przed publikacją (rozmową, nie podobny)

    ReplyDelete
  2. Z każdym postem staram się coraz bardziej!

    ReplyDelete