Wednesday 16 December 2009

Startysta w CSW

Nie zobaczyć prac Bruca Naumana , zwłaszcza gdy ma się je pod nosem, to zbrodnia karalna, a że ja się od występków trzymam z dala, postanowiłem co rusz pospieszyć na wystawę zorganizowaną w Centrum sztuki współczesnej. Prezentacja prac Naumana wpisuje się niejako w politykę CSW „pokazujmy startystów” i dobrze, bo któż nie chce wiedzieć co w wielkiej sztuce piszczy. Zwłaszcza, że tym razem mamy do czynienia z jednym z głównych bohaterów ostatniego Biennale Weneckiego. Pod wielkim napisem Bruce Nauman „Nie/No”, już mniejszymi literami dopowiedzenie, że zobaczymy prace z kolekcji Londyńskiego Tate i Astrip Fearnley Muzeum w Oslo.

Najpierw przemowa kuratora wystawy Pawła Polita wprowadzające i skrupulatnie opisujące, to co zobaczymy. Chwila podziękowań amerykańskim konsulom w Polsce, bo każda okazja jest dobra, żeby podkreślić dobre stosunki między państwami i na sale.

Pierwsza sala kusi nas od razu wielką instalacją „Korytarz z lustrem i białym światłem” z 1971 roku. Zanim, jednak przyłoży się głowę do cienkiej szczeliny korytarza, warto zobaczyć prace „No/Nie”. Tytułowe dzieło wystawy, to duży napis lekko zaszyfrowany w czarno-białym ekspresyjnie potraktowanym tle. Za kamuflującym się napisem stoi upodobanie Naumana do odwracania, odbijania wywlekania na lewą stronę przedmiotów ukazując tym samym ich drugie niewidoczne znaczenie. Jednak monumentalny korytarz nie dawał mi spokoju, więc po oczekiwaniu w krótkiej kolejce wcisnąłem głowę między dwie białe ściany, by zobaczyć lustro, a zarazem nie zobaczyć nic, czuje się tylko opresyjną bliskość ścian i widzi znikający w oddali zaułek, znak trudnej do pokonania pustki. Kiedy obejdzie się tę instalację ukazuje się nam praca „Bez tytułu[trzy duże zwierzęta]”. W broszurce towarzyszącej wystawie wyglądające jak apokaliptyczne kurczaki hybrydy w sali CSW prezentują się skrajnie odmiennie. Ciasno zbite duże odlewy, ledwo mieszczą się między sufitem i podłogą, co chyba niezamierzenie wzmacnia jeszcze siłę pracy. Modelem były tu matryce wykorzystywane przez wypychacze zwierząt. Praca o uprzedmiotowieniu zwierząt i brutalnym wykorzystywaniu ich w celach naukowych (temat w latach 90 bardzo popularny) nabiera w tym antymonumentalnym wnętrzu dodatkowego smaczku, ja czułem się, jak w nielegalnym brudnym laboratorium.

Następna sala to 7 ekranów z nagranymi, prawie 6 godzinnymi podglądami nocnej pracowni. Grasujące myszy i goniący je kot, zmienia spojrzenie widza na pracownie artysty, a przynajmniej ma sugerować tę zmianę, której bez dłuższej kontemplacji nijak nie da się odczytać, bo odnalezienie się w tej przestrzeni jest dość skomplikowane. Oczywiście, na wystawie nie mogło zabraknąć gier słownych Bruce Naumana. Palindrom „Raw-War” co w tłumaczeniu daje nam dość toporne – „żywe mięso-wojna”. Świetne i bardzo czytelne zestawienie tych dwóch odległych, a jednocześnie tak bliskich nie tylko w pisowni słów dotyka kolejnych tematów poruszanych przez Naumana. Ostatnia salka zarezerwowana jest dla dwóch prac z cyklu „Wenecka fontanna” z 2007 roku. Pełna znaczeń, tych bardziej i mniej ukrytych, instalacja, to odlew negatywowy twarzy, z którego wypływa źródło, co mogło by być krytycznym komentarzem do pozycji artysty jako źródła inspiracji. Może jednak to źródło wpływa do artysty, a my stajemy wewnątrz oglądamy ten strumień już w jego organizmie.

Pierwsza refleksja jaka nasunęła mi się po wyjściu z galerii to – trochę mało Naumana i może nie potrafię się wczuć i kontemplować godzinami jednej pracy artysty, co zdecydowanie rozciągnęłoby wystawę w czasoprzestrzeni. Każda praca była sygnałem, początkiem, preludium odrębnej historii narracji, a refleksja nad drugą stroną przedmiotu, to moim zdaniem mało jak na tworzenie wystawy artysty z takim dorobkiem. Można zobaczyć prace Naumana, ale narracja wystawy jest tak poszatkowana, że przeskoki z jednego w drugi świat mogą być momentami zabójcze.

No comments:

Post a Comment