Wednesday 16 February 2011

Dam to co mam, czyli BWA Bielsko-Biała wyciąga obrazy z szafy

Bielsku-Białej daleko do bycia świecącym punktem na artystycznej mapie Polski. W mieście gdzie mieszka ponad 170 tysięcy ludzi, jedyną prywatną galerią jest SFERA, czyli największe na Podbeskidziu centrum handlowe. Tam sztuką jest chyba tylko aranżacja wystaw sklepowych. Oczywiście Bielsko-Biała, ani nawet cały Górny Śląsk nie jest ostatnią w Polsce dziewiczą przestrzenią nie dotkniętą ręką sztuki i sytuacja ta mogłaby służyć za opis niejednego z miast. Wielki impas, tak można by określić sytuację sztuki w stolicy Podbeskidzia, nie ma galerii, bo nie ma publiczności, nie ma publiczności - bo ludzie nie mają gdzie oglądać sztuki. Koło się zamyka. Sytuację tę próbuje od wielu lat zmienić państwowa instytucja Bielskie BWA, organizując nie tylko festiwale w murach galerii, ale wydarzenia takie jak murale, pobudzając artystycznie tkankę miasta.

Kulturalne życie Bielska kojarzone jest z dwoma festiwalami; Zadymką Jazzową i Jazzową Jesienią. Jest jeszcze Liceum Sztuk Plastycznych i kilku lokalnych aktywistów, którzy spod swych skrzydeł wypuszczają zaskakująco liczną grupę studentów, zasilającą następnie Akademie Sztuk Pięknych, głównie te w Katowicach i Krakowie. Z kulturą kojarzy się wreszcie Biennale Malarstwa Bielska Jesień. Festiwal doczekał się już 39 edycji, przez które przewinęło się kilka znaczących nazwisk polskiego malarstwa, choćby Wilhelm Sasnal czy Kamil Kuskowski. Festiwal ze zmiennym szczęściem spekulujący raczej na temat możliwości malarstwa niż prezentujący nowe jego nurty. Natomiast jego pokłosie jest pniem kolekcji Galerii, w której znaleźć można wyróżnione prace z kolejnych edycji festiwalu.

Przyglądając się wystawom konkursowym kilku już edycji Biennale Malarstwa, obserwowałem artystyczny miszmasz, który w takich sytuacjach jest jak najbardziej pożądany. Nikt nie zbuduje przecież tematycznej wystawy, ze zlepku nadsyłanych z całej polski prac. Można jedynie tak dobierać i eksponować dzieła by spekulacja na temat aktualności w sztuce nabrała szerszych torów, podkreślała różne drogi artystyczne, choćby na czysto formalnym poziomie. Czego innego można by spodziewać się po wystawie, która dokonania tych 50-ciu lat festiwalu zbiera. No i niestety na oczekiwaniach można pozostać. Bo wycieczka przez sale jest nieskładną mieszaniną tego, co udało się zebrać w kolekcji galerii zbudowanej właśnie na festiwalu Bielska Jesień.

Oczywiście miniemy punkowo-szablonowego Pawła Jarodzkiego, Kto nie kupuje ten nie je, dalej równie rozpoznawalną radosną twórczość Łodzi Kaliskiej Siostry-10 lat później, czyli humor znany, który nigdy nie przestaje cieszyć. Trochę twórczości lokalnej, czyli Tadeusz Król, Makatka. Wojciech Kubiak, Lidia Krawczyk Genderqueer wiszą tak jak wisieli w 2007 roku, widać dobrze im na miejscu zwycięstwa sprzed ponad 3 lat. Przytłaczająca większość obrazów z ostatniego dziesięciolecia poszatkowana jest historycznymi przerywnikami, jak np. RO RO Stanisława Fijałkowskiego z 1962 roku. Nie mogło zabraknąć chluby kolekcji, czyli dwóch płócien Wilhelma Sasnala; Rower Męski, Rower Damski z 1999, bo to taki obraz, którym można rościć sobie prawo do antycypowania późniejszych sukcesów artysty. Nad drzwiami wejściowymi, (wieszanie tam obrazów ma chyba nawiązywać do glorii z kościelnego tympanonu, bo innego sensownego wytłumaczenia dla wieszania tam obrazów nie widzę) zatem w tympanonie, zawisła Natalia LL i cykl jej fotografii Sztuka konsumpcyjna. Ogółem, rozpoznawalność dzieł na zaskakująco wysokim poziomie, ale pomysł na wystawienie, czy jakakolwiek ciekawa narracja, pozostawia zdecydowanie wiele do życzenia.

Nie lubię słuchać płyt „THE BEST OF” . Przy pierwszym kontakcie lekko łechta znajomość tekstów i melodii. Dalej jest już gorzej, bo między jednym a drugim utworem czuć zgrzyt, a nieprzystające do siebie utwory zabijają klimat, który pamiętam z oryginałów. Taka jest wystawa 50 obrazów, przygotowana przez BWA w Bielsku Białej. Wszystko ładnie, pięknie i nawet znane, ale co dalej? Niestety niewiele, bo taka zbieranina obrazów jako z gruntu trudny do opracowania temat, nie opatrzona została w ciekawy materiał informacyjny, a całość zgrzyta niepasującymi do siebie w żaden sposób pracami. Jednak Płyty The best of też mają swoją niszę, a Bielsko-Biała jest właśnie jedną z takich nisz na artystycznym rynku. Nie można wymagać od miasta, którego najnowsze prądy artystyczne omijają szerokim łukiem, by świętując 50 lat istnienia pokazywało nam historie malarstwa polskiego 2 poł. XX w. Galeria dała to co miała- reprezentację swojej kolekcji, która mogłaby przyciągnąć widza, kojarzącego takie nazwiska jak Natalia LL, czy Wilhelm Sasnal. Niestety widz, poza nazwiskami, nie dowie się niczego więcej o historii tych obrazów, momentach historycznych, w których były one tworzone. A gdzie jeśli nie tam widz ma tej wiedzy szukać?

50 lat działania galerii (na całe szczęście) uczczono dwoma wystawami. Choć drugie wydarzenie „Wystawa Jesienna” trzeba nazwać enviroment, bo wystawa jest tylko elementem strukturalnego założenia Roberta Kuśmirowskiego.Naczelny mistyfikator polskiej sztuki wziął w ręce jedną z sal wystawowych, która przy okazji jest witryną galerii wystawioną na widok z ulicy i zagospodarował w sposób, który jest podpisem jego artystycznej marki.

Wracając latem, nocnym pociągiem relacji „nadmorze”-Warszawa, spotkałem Roberta Kuśmirowskiego, który pytał mnie czy jako Bielszczanin mam może jakieś możliwości rekonstrukcji widoków BWA z lat 50-tych; pocztówki, zdjęcia rysunki, słowem materiały źródłowe. Oczywiście sprawdzę, obiecałem, no i oczywiście nie sprawdziłem. W efekcie wprowadziło mnie to w jeszcze większą konsternację, gdy zobaczyłem zaaranżowane na lata 50-te wnętrze galerii BWA. Nie wiem czy Kuśmirowski rzeczywiście dokopał się do archiwów i na tej podstawie skonstruował swoją wystawę, co sugeruje krótka informacja o wystawie, zamieszczona na stronie BWA, czy żerując na niewiedzy, zrobił coś co imituje wnętrze z lat 50-tych.

Wnętrze jak z klubo-kawiarni, kącika gastronomicznego w Domu Kultury. Minimal design rodem z baru mlecznego dalej lada, na niej pączki. Pomieszczenie zaaranżowane jest tak, by w połączeniu z wypoczynkiem, można było podziwiać plony rodzimej sztuki. Chyba z najgłębszych regałów galeryjnego archiwum, Robert Kuśmirowski wyciągnął rarytasy podbeskidzkiej produkcji artystycznej. Drzeworyty z widokami na pasma gór, neoimpresjonistyczne kolaże z farb i zapałek. Sztuka z ludu i dla ludu. Oczywiście nie brak też wytworów rękodzielniczych: tkanin, zastawy stołowej, które obok nieśmiertelnych paprotek na drucianych stelażach przemieniają wnętrze. Wszystko zamyka stiukowe logo na ścianie i podpis „Ogólnopolska wystawa współczesnej plastyki Bielsko Biała”. Dom kultury otwiera swoje podwoje, a my zanurzamy się w błogim klimacie sztuki swojskiej, zrozumiałej i jakże dopasowanej do gustownego wnętrza.

Czy można było w lepszy sposób ustosunkować się do własnej historii? Chyba nie. Pokazać prowincjonalną przeszłość w czasach, kiedy wiele się nie zmieniło. To odważne i bardzo autokrytyczne posunięcie. Ta aranżacja wnętrza na pawilon plastyczny rekompensuje przeciętność kuratorską wystawy 50-ciu obrazów. Te same osoby, które organizowały wystawę 50 obrazów, zgodziły się na taką reorganizację przestrzeni przez Roberta Kuśmirowskiego, która w świetny sposób określa tę niegdysiejszą i powoli, mozolnie zmieniające się sytuacje sztuki w Bielsku-Białej. Wystawy w tym mieście mają wciąż pionierski charakter, których wartością musi być kulejąca, nie tylko na podbeskidziu, edukacja. Tej edukacji, choćby w postaci dobrze zrobionych opisów i najbardziej szczątkowego zarysowania sytuacji artystycznej po prostu zabrakło. I gdy Robert Kuśmirowski i jego enviroment broni się samo, to 50 obrazów rozsypuje się w bezładzie, bez słowa wyjaśnienia.

Wyjaśnienia tego powinniśmy poszukać sami, pozostając z tym co dla nas wybrano. Z 50 obrazami, o których niechybnie zapomnimy, jeśli nikt nie zajmie się na poważnie pracą nad kolekcją. Galeria Sztuki współczesnej w Bytomiu pod okiem Marka Meshnika doczekała się doskonałego albumu prezentującego zbiory górnośląskiej galerii. Może dyrektor Agata Smalcerz powinna szukać tego typu rozwiązań, a może szukać własnych dróg jak choćby rozwijanie już istniejącej placówki oświatowej, by wystawa taka jak 50 obrazów była czymś więcej niż stertą niepoukładanych płócien.


Tekst ukazał się na łamach OBIEGu

1 comment:

  1. Gratuluję szczerości, ja nie umiałam nazwać tej luki poglądowej, która towarzyszyła mi podczas oglądania wystawy.

    ReplyDelete