Sunday 4 April 2010

Lump, który jest Elo (Melo) w Viurze

Pierwsza jaskółka wiosny nie czyni.Banda lumpów na ulicach, to już prędzej. Właściwie nie sposób przeoczyć lub nie dosłyszeć a już na pewno nie poczuć szanownego menela na chodniku. A zdanie „poratuj mordeczko groszem” jest chyba wprost proporcjonalne do wzrostu temperatury na zewnątrz. Słowo lump dobrze się nie kojarzy. Do czasu gdy poznać Lumpa, który jest zdecydowanie elo, Elo Melo. Kierunek Praga! W Galerii Viuro czeka nas spotkanie z nietypowym Lumpem Elo Melo i jego pracami.
Po dwóch ogromnych monochromach Hiro i Jaremy, które wypełniły Viuro, czas na wiosenną odmianę z Lumpem. Ascetyczne zimno wcześniejszych projektów zastąpiła artystyczna schizofrenia szczecińskiego twórcy . Na „dzień dobry” dostajemy jeden z najciekawszych punktów wystawy. Autoportret artysty wykonany z puszek po farbie, ustawionych tak by ich dozowniki tworzyły zwartą ścianę. Każda puszka to jeden kolor, czyli stara zabawa z dywizjonizmem, ale doskonale zmiksowana z poezją ulicy. Dopiero z końca sali widzimy twarz, którą tworzą poszczególne kropki. Praca naprawdę może się podobać nie tylko fanom street sztuki bo pomysł ,choć nie nowy, w tej odmianie mocno zaskakuje. Pozostając pod wrażeniem tej pracy spoglądam w bok a tam już czeka na mnie kolejne, jeszcze większe buum. Praca dyplomowa Lumpa, czyli fotografie z interwencji w przestrzeń miejską. Każdy z nas widział, a zazwyczaj bezwiednie omijał opasłe słupy ogłoszeniowe, brzydkie, pstrokate mini galerie polskiej poligrafii amatorskiej i plakatu „pożal się boże” reklamowego. Lump wykorzystał strukturę słupa i iluzjonistycznymi malunkami przetworzył ją na nowe, zaskakująco przystające do bryły formy. Jest i puszka farby i latarnia morska, szpula z nawiniętym kablem i papuga w klatce. Mnie chyba najbardziej podobała się puszka farby w sprayu , bo wyglądała trochę jak pomnik graffiti, żeby nie powiedzieć nieznanego grafittciarza. Duże zaskoczenie i estetyczna przyjemność a po chwili żal, że przestrzeń w mieście nie zostaje oddana artystom takim jak Lump.
Kolejne prace to przejście w zupełnie inny świat. Dziwne pseudoromantyczne postaci namalowane na kartonach. Burtoneska - termin o którym dowiedziałem się niedawno , przy okazji wertowania recenzji wystawy Tima Burtona w Nowojorskiej MoMA Jest coś z Burtoneski w sztuce Elo Melo. I tu dla niektórych zaczynały się schody, jak to Lump Elo Melo, chyba raczej Lump, Elo Melo albo Lump i Elo Melo, przecież jest ich dwóch. Nic podobnego, ten sam artysta wykreował dwa światy w swojej twórczości. Co więcej, dla tych dwóch światów, jednego ulicznego, drugiego galeryjno-komiksowego stworzył dwa odrębne języki. Elo Melo maluje postaci, nie pozostawiając ich bez komentarza. Uważny widz dostrzegł dyptyk, który zawisł w Krio-komorze galerii Viuro. Dwie postaci, w pseudomuzealnych i koczowato patetycznych ramach, zerkają na nas, tak jak zerkają z portretów dumne postaci francuskich arystokratów i angielskich Lordów. Takiego street żartu z muzealnych "och ach" jeszcze nie widziałem w Viurze, co tym bardziej mnie rozweseliło. Te postaci prowadzą dalej do malowanej już na ścianie opowieści.
Ściana Viura zamieniła się jak zwykle w wielowątkową narracje. Całość spięta jest motywem który mi kojarzył się z flagą Konfederatów, a więc back to the USA. Wszystko wychodzi od strzykawki, która jest też bohaterką dużego malunku na ścianie. Dzieciak podłączony do dziwnej aparatury, mnóstwo okablowania, pająk na ręce i strzykawka w dłoni. Wszystko znów przybiera klimat groteskowego snu. I rzeczywiście, jest to rodzaj snu o dzieciństwie. Artysta opowiedział mi, że wszystko związane jest z jego domniemaną chorobą serca, której obawiano się gdy był dzieckiem, stąd strzykawka i kable, wspomnienie młodości w szpitalach, pająk to gierka słowna, Pauk (nazwisko Lumpa Elo Melo) to po rosyjsku Pająk i stąd postać, którą w swojej twórczości polubił ELo Melo. Dopiero wtedy zauważyłem, że to postać wlewa czerwień w ścianę, której wzór kojarzył mi się z amerykańskimi historiami. To młody Pauk wstrzykuje w mur leczniczą farbę. Niezwykle ciekawe jest to, jak Elo Melo potraktował poprzednią pracę na ścianie, czyli dzieło Jaremy. Zdzierając ją (bo niestety taki los czeka wszelkiego rodzaju naścienną produkcje w Viurze) pozostawił fragmenty, wplatając je we własną opowieść. Taka artystyczna piątka została odebrana jako bardzo miły gest a destrukty pracy Jaremy wniosły wiele ciekawego, abstrakcyjnego niepokoju w pracę Elo Melo. Łączy te bardziej wyszukane, nadające się doskonale do galerii, prace z ulicznym zadziorem. Choć same prace Elo Melo świetnie broniłyby się na ulicy. Wystarczy spojrzeć na to z jaką precyzją trafiają do odbiorcy.
Viuro udowadnia , że pokazuje artystów, którzy już działają w street i jeszcze wiele mogą nam pokazać. Lump i Elo Melo, dwie artystyczne osobowości w jednym artyście, dwa światy, które jednak wiele łączy. Gdzieś w pracach Lumpa Elo Melo zatarte zostały granice między sztuką ulicy i sztuką z galerii, co powinno zainteresować i tych którym bliżej do street artu i tych którym daleko do zachwycania się nad sztuką miasta. Tą wystawę naprawdę trzeba zobaczyć.

1 comment:

  1. oooo, bardzo! bardzo dobre, przemyślane, lekkie, dobrze poprowadzone.

    ReplyDelete