Monday 12 April 2010

Uporczywe poszukiwania Stacha Szabłowskiego

Malarstwo jest jak młodzież, najgorsza w czasach, w których przyszło nam żyć. I tak, z pokolenia na pokolenie równia pochyła. Dziwne zdaje się tylko to że każda młodzież, która już trochę podrośnie staje się tą wzorcową, wobec której młodsi są tymi aktualnie najgorszymi. W Polsce co raz mówimy, że „kiedyś to było”. Kiedyś tośmy zdobywali medale, kiedyś to się strzelało Brazylii bramki, kiedyś to w Polsce byli dobrzy malarze. O ile statystyki sportowe można porównywać, to nieokiełznana potrzeba porównywania i zestawiania w przypadku malarstwa bierze w łeb. Malarstwo przeżyło już tyle śmierci, że zasłużyło sobie na miano seryjnego mordercy (samobójcy). Malarstwo umierało u impresjonistów, dalej umierało u Malewicza, jeszcze później umarło u Duchampa. Z każdym nowym nurtem malarstwo umiera na nowo, oczywiście każdy z nich to ten ostatni i pewny. Malarstwo jednak na przekór odradza się i na złość uporczywie żyje. „Uporczywość”, bo tak zatytułował wystawę w Salonie Akademii kurator Stach Szabłowski, to jego wizja uporczywie nieumierającego malarstwa. Jak nie umiera malarstwo?
Pierwszym dziełem wystawy o malarstwie „Uporczywość”, jest oczywiście film wideo. Mimo to, praca doskonale spisuje się jako starter wystawy. Tubka farby o monstrualnych rozmiarach, z której uporczywie wydostaje się farba. Farbę od środka wypycha leżący w tubce artysta. Postać gramoli się dość mozolnie, ale cel wydaje się warty poświęceń, w końcu za litrami farby ma ukazać się nam sam artysta.
Dalej przegląd malarstwa i nie tylko, artystów, nie świeżo po akademii, ale tych którzy jeszcze do Związku Socjalistycznej Młodzieży Polskiej mogliby się zapisać.(przyp. lat 35). To wreszcie prace malarzy, którzy Stachowi Szabłowskiemu przywrócili wiarę w polskie malarstwo, wiarę którą utracił był parę lat wcześniej. Jak widzi malarstwo po malarstwie krytyk i kurator wystawy?
Skoro malarstwo umarło (chodzą takie słuchy), to trzeba malować (bo bezsprzecznie farbą na płótnie nadal się maluje) obrazy pomalarskie. To jedna struna na której zagrał Stach Szabłowski. Zaprezentowane prace postmalarskie to właśnie dyskusje na temat malarstwa zapisane na płótnie. To pytania o to jakim językiem ma mówić malarstwo, o to czy to co robi ma sens. Ogółem, mocno postmodernistyczne rozkładanie na czynniki pierwsze i składanie od nowa tego co już było. Ta strona wystawy jest dla mnie dowodem na to, że malarstwo jednak kuleje i ciężko mu wydostać się z modernistycznego pomysłu na sztukę. Przypomina to czczą dyskusje z samym sobą, albo spotkanie z kumplem po latach, gdzie pije się wspomina i nagle wszystko co było staje się piękne, ciekawe i warte podkreślenia. I nie wiem czy odchodząc od takich płócien nie powinienem też cicho westchnąć „kiedyś to się malowało”?
Drugą stronę wystawy zdominował jeden artysta, Radek Szlaga. To w jego pracach można dopatrzyć się zupełnie innego pomysłu na malarstwo. Świeże prace, opowiadające co prawda historię samego malarstwa, przemawiają do nas zupełnie innym językiem. Poznański artysta w złożonej pracy zaprezentował to czym malarstwo żywiło się od pradziejów, kopiowaniem i tworzeniem. Jego praca to ciągły paradoks twórcy i odtwórcy, kopisty natury i kultury. Już rzeźba człowieka pierwotnego, który maluje mamuta a w ręku trzyma szkic trupiej czaszki, to malarski oksymoron. Nie wiadomo co jest prawdziwym malarstwem a co jest malarstwem „fake”. A może malarstwo nie zna podziału na pierwsze i wtórne? Szladze udało się stworzyć swój język, popkulturowych skrótów myślowych, które są przez widza podświadomie odczytywane. Artysta nie zastanawia się nad odrzuceniem naśladownictwa i abstrakcji, korzysta z obu, tworząc swój język.
Całą wystawę oplata pas malowany przez Annę Panek. Tysiące motywów, kolorów, kształtów, łączą wszystkie prezentowane obrazy. Czasami kontrastują z zimnymi pracami, jaskrawymi barwami, czasem tworzą linie która przypomina tę która oddziela widza od dzieła w muzeum. Czasem staje się właściwie niewidoczna, choć ciągle istnieje. Pas wykonany został już po zawieszeniu innych prac, co sprawiło, że kurator oddał pole artystce, która poprowadziła wystawę komentując dzieła, drażniąc się z nimi.
Czy Stach Szabłowski przekonuje, że malarstwo uporczywie żyje? Połowicznie. Mnie raczej utwierdził w przekonaniu ,że wciąż pozostaje w rozkroku. Gdzieś między tym co już było i jakoś nie może dogasnąć, a tym co nowe, ciekawe, porzucające modernistyczne pretensje, po prostu robiące swoje i to bardzo dobrze. W którą stronę przechyli się malarstwo? A może zawsze będzie po obu stronach ornamentalnego pasa? Jedną nogą kontestując to co się działo, drugą wyrywać się do przodu.

No comments:

Post a Comment