Saturday 5 June 2010

Odkodować Gayera.

Sztuka ma w sobie tajemnicę, lubimy patrzeć i rozpoznawać, odszukiwać zależności,. Zabawa w detektywa jest jedną z przyjemności w patrzeniu na dzieła artystów. Czujemy satysfakcję kiedy kod artysty staje się dla nas czytelny, przechwytujemy „utajoną informację”. Dobra salonowa zabawa znana od lat, na pewno lepsza taka niż żadna, no albo w „teżbymtak”. Zabawę w zrozum mnie jeśli potrafisz zafundował nam Michał Gayer, którego wystawę Invitatus możemy zobaczyć w galerii Program.
Sięgający do kolan biały mur ustawiony jest w galerii tak by coś skrywał. Trzeba podejść, stanąć nad nim, by zobaczyć dziwaczną instalację, którą przysłania. Pomalowane zieloną farbą wentylatory komputera, przyciągają samą chęcią zdemaskowania zasady ich działania. Uruchamiane w dziwnej sekwencji prowokują do obserwacji, a nuż znajdę prawidło działania, złapię artystę za nogę. Po chwili jednak uśmiechamy się do siebie, artysta widz 1 -0. Łatwy chwyt złapał nie artystę a widza, na tym jak bardzo potrzebuje tego typu „zagadki” i na jakiej płaszczyźnie działa odkodowywanie języka twórcy. Czy to, że znajdzie się regułę coś zmieni? Na pewno pochłonie sporo czasu na dziecinną zabawę, ale przecież Gayer zaprasza nas do robienia „Głupich Rzeczy”.


Z maszynerią do odkodowywania współgrają rysunki i obliczenia absolwenta Katowickiej ASP. Rozpisane w kilku tabelkach słowa „ŻYWY TRUP”, „TAK NIE” i zegary nastawione tak by pokazywały dwie różne godziny, tworzą kod. Brakuje tylko pisania z prawej do lewej strony i bylibyśmy uwikłani w kod, który ostatnimi czasy stał się słynniejszy od samego autora. Być może te zagadkowe statystyki, ewidentne próby odkrycia czy spisania zależności, mają jakiś naukowy sens( wtedy po prace zgłosi się muzeum techniki), ale ta praca staje się najciekawsza dopiero w procesie obserwacji oglądających. Mozolnie odczytują, zbliżają się do prawdy, tu znów dostrzegają nieścisłość, tracą wątek i oddalają się od rozwikłania matematycznego supła. Szyty grubymi nićmi kod jest pretekstem do refleksji nad odbiorem dzieła. Kod ma tylko jedno rozwiązanie, w drodze komunikacji jest nadawany i rozkodowywany. Prosta sprawa. Wszyscy po rozkodowaniu otrzymują ten sam przekaz. „Ten sam przekaz” staje ością w gardle dla współczesnego artysty. Ciężko jest porzucić chęć bycia zrozumianym, zwłaszcza gdy tworzy się dzieło , które ten przekaz ma mieć. Zaprogramowany z jakims komunikatem produkt artysty, może być jednak zrozumiany zupełnie „opacznie” a w każdym razie inaczej. Każda obserwacja przepuszczona przez sito osobistych doświadczeń produkuje nowe dzieło. W tej sytuacji piłeczka znajduje się po stronie widza, który poniekąd dostaje przyzwolenie na interpretacyjną samowolkę. Wpuszczenie w artystyczny obieg zwartego kodu tę piłeczkę odbija. Kod po prostu trzeba odcyfrować. Dwie prace to bardzo dobra ilustracja nowoczesnych artystów i widzów i ich potrzeby wzajemnych podchodów. Odczytujemy to czego wcale nie widzimy, artysta chce pokazać to czego wcale nie pokazał a zwycięzcy podchodów nie ma.


Chaos, w którym jak podejrzewamy, ukryte jest przesłanie, dominuje też w pracach rysunkowych i instalacyjnych przypominających założenia osiedlowe. Powtórzone kilkakrotnie szkice architektury i makieta wielkiego bloku, skupiają się na rytmizacji architektury. Przypominające NRDowskie molochy konstrukcja gubi się jednak we własnym rytmie. Jednostajny takt zamazany jest farbą, która dewastując blok odsłania dwie płaszczyzny patrzenia na dzieło. Czy to architektura została zdewastowana, czy może graffiti znalazło sobie podkład na starych murach. Farba wkleja się w każdą wolną przestrzeń, utrudnia wyobrażenie sobie bloku sprzed dewastacji. Purytańska biel i „syf” stają się jednym, a analityczne spojrzenia próbują rozerwać, odseparować to co weszło w symbiozę. Znów złapałem się na tym, że cała instalacja była tylko podstępem, pretekstem do tego, żeby pokazać jak bardzo patrzenie różni się od widzenia. Jak bardzo chcę widzieć to co mam zakodowane w głowie, a nie to co jest mi pokazane.


Invitans czyli zaproszenie, przede wszystkim do gry z własnymi schematami i pryzmatami, które ujawniają się dopiero gdy patrzymy na siebie z perspektywy. W taką zabawę artysty i widza z samymi sobą wciągnął mnie Michał Gayer i udało mu się. Od teraz nie szukam kodu, szukam podstępu! Cała mistyfikacja, misterna przykrywka ujawniła to co napędza wodę na młyn filozofii sztuki już od ładnych paru lat, ale jak rzadko kiedy te rozważania udało się uplastycznić. Co więcej, wyjść z dziełem poza formę materialną i zahaczyć o interakcję z widzem.

1 comment:

  1. wreszcie coś na poziomie, gratulacje!

    ReplyDelete