Friday 3 December 2010

Trudna przeszłość versus bezmyślna teraźniejszość.

CSW z nowym kapitanem na pokładzie Fabio Cavalluccim, z impetem zabrało się do pracy . Do „Powtórki z Teorii widzenia” Władysława Strzemińskiego zachęcał nas w swojej wystawie Andrzej Turowski, który mocno poszerzył kategorie proponowane przez artystę w jego traktacie. Korelując wybrane dzieła artystów od Luisa Bunuela i Salvadora Dalego po prace np. Zbigniewa Libery z refleksją na temat zróżnicowanego rodzaju percepcji funduje nam ciekawą, intelektualną wycieczkę przez galerię. Może i nie krytyczna w stylu charakterystycznym dla profesora Turowskiego, może nazbyt ugładzona, ale taka ponoć miała być, po prostu powtórka, dobra edukacja.

Zasadniczo inna ma być prezentacja fotografii Łukasza Baksika przygotowana przez Ewę Toniak. „Macewy codziennego użytku” to wystawa, o problemie mniej lub bardziej świadomej dewastacji nagrobków żydowskich. Problem ilustruje kilkadziesiąt fotografii demonstrujących różnego typu „codzienne użycia” zdewastowanych nagrobków. Koło młyńskie, kawałek krawężnika, element utwardzający mur, ogółem wszystko do czego może przydać się kamień. Całość utrzymana jest w czarno-białej estetyce. Zdjęcia podzielić można na grupy, nazwijmy to charakterystycznego użycia. Macewa-chodnik, Macewa-mur. Zdjęcia niby pokazujące codzienny użytek, ale w odrealniony sposób. Wspomniane czarno-białe barwy, właściwie brak interakcji z ludźmi. Klimat trochę cmentarny, trochę 1 listopada (zresztą wystawa w tym czasie miała swój wernisaż).

Ciekawa jest koncepcja wystawy tworzonej nie przez artystę, ale przez osobę, która sama określa się jako uprawiającą fotografię. Taki aspekt wystawiennictwa w galeriach państwowych jest dosyć niespotykany, ale bardzo ważny w dobie dyskusji nad pozycją i roli artysty. Choć może właśnie przez takie inicjatywy doba ta powoli mija, a galerie stają się otwarte na kreatywność a nie na „markę” artysta.

W wystawie dalekim echem odbijają się badania nad lokalnymi historiami organizowane przez Towarzystwo Inicjatyw Twórczych „ę” i Fundację Batorego. Kooperacja ma na celu odtwarzanie historii poszczególnych miasteczek, wiosek, regionów i relacji lokalnych grup etnicznych. „Program dla tolerancji” bo tak nazywa się przedsięwzięcie to rozmowy z ludźmi, w celu utworzeniu wielogłosu w tej sprawie. Taki wielogłos ma być przyczynkiem do dalszych działań. Niestety demokracja wypowiedzi staje się tu blokadą jakichkolwiek działań. Bo albo dojdzie do wyciszenia pewnych głosów i nagłośnienia innych, albo działanie będzie wciąż przez ścierające się poglądy wstrzymywane. Fotografie są tu materiałem ilustracyjnym, pomocą dydaktyczną w próbie tłumaczenia wypieranych ze świadomości społecznej wydarzeń i sytuacji z przeszłości. Takie działanie jest bardzo słuszne, bo rzeczywistość pokazuje jak mało ludzie wiedzą a dodatkowo, jak bardzo nie chcą wiedzieć o tym co działo się kiedyś. Nasuwa się jednak pytanie, czy akcje animatorów kultury są w stanie przekonać ludzi do zmiany swojego postrzegania. Chyba nie, bo ten rodzaj opresyjnego działania jaki związany jest z edukacją, wywołuje efekt odwrotny i zamiast akceptacji wzbudza jeszcze większą nietolerancję u ludzi, którym (ich zdaniem) ktoś obcy próbuje wlać coś do głowy.

Łukasz Baksik w rozmowie z Agnieszką Kowalską opowiada o murze przy inowrocławskiej szkole, w którym znajdowały się resztki potłuczonych macew. Rzeczywiście, takie mury można znaleźć na terenie całego kraju. Kto choć raz podróżował na południowy wschód polski widział się zdewastowane cmentarze. Drogę raz po raz znaczą miejsca, gdzie takie mury budowano z demokratycznie niszczonych nagrobków Polaków, niemieckich żołnierzy, Austriaków i Żydów. Nikt nie patrzy na to czyj nagrobek niszczy, ważne że trochę się na kamieniu zaoszczędzi. W tym kontekście można zadać pytanie, czy rzeczywiste problemem jest silna awersja wobec kultury żydowskiej, czy po prostu głupota i elementarny brak szacunku dla dobra wspólnego. Wspólnego niestety często mylonego z niczyim, bo przecież nagrobki te z reguły leżą zarośnięte na cmentarzach, które łatwiej jest zamknąć, niż rewitalizować. Lokalni szabrownicy i tak znajdą sobie tylne wejście, którym podprowadzą co się tylko da, łącznie z zabytkowymi płytami nagrobnymi, o których już dawno wszyscy zapomnieli.

Dlatego wystawie brak szerokiego, krytycznego spojrzenia na całość zjawiska. Czy rzeczywiste problem dewastacji to ekwiwalent nienawiści etnicznej? Nie jest to problem niewygodnej historii, ale bezmyślnej teraźniejszości. Do świadomości wielu ludzi nie przeniknęło jeszcze, że nagrobki Niemców, Żydów i Rosjan, które leżą rozsiane gdzieś po leśnych cmentarzykach bez zabezpieczeń, to po prostu czyjaś własność. Takie nagrobki poza oczywistą wartości osobistego upamiętnienia są też zapiskiem historycznym, zarówno tej chcianej i niechcianej historii relacji wymieszanych kultur, jak i wewnętrznych tradycji tych grup. To tak jakby mówić o kradzieży sfery armilarnej z pomnika Kopernika w Warszawie jako ataku na pamięć osoby, a nie akcie wandalizmu.

Macewy codziennego użytku mogły być ważnym głosem w dyskusji na temat braku elementarnych działań państwowych czy publicznych na rzecz pracy z trudną multikulturowością. Jednak wystawa zamiast skupiać się na problemie świadomości kulturowej społeczeństwa, porusza temat niechęci jednych wobec drugich, Polaków wobec Żydów. W tekście do wystawy, kuratorka Ewa Toniak powołuje się na słowa autora, który pisze o tym, że macewy były wykorzystywane nawet wtedy, kiedy kamień nie był potrzebny, podkreślając jeszcze bardziej antagonizmy, których ujście znajduje właśnie w dewastacji macew. Czy edukacja społeczna trafia na dobry tor? Chyba lepszy był by ten rodzaj poszerzania wiedzy, który skupia się nad teraźniejszością. Programem powinno się objąć nie tyle niesnaski multikulti przedwojennej polski, ale to co my możemy zrobić aby takie świadectwa kultury jak macewy mogły przetrwać. I o ile tak odczytywać wystawę, to choć bardzo wąsko i bez szerokiego rozpoznania dotyka właśnie tego problemu.


3 comments:

  1. Trafna uwaga o zakleszczeniu się w kliszach opracowanych problemów, zamiast świeżego i otwartego spojrzenia na otoczenie.

    ReplyDelete
  2. Hudzik: "Nikt nie patrzy na to czyj nagrobek niszczy, ważne że trochę się na kamieniu zaoszczędzi".

    Czyżby?

    Warto sprawdzać fakty zanim się postawi tezę. Nie wydaje mi się, żeby gdziekolwiek w Polsce użyto nagrobków żydowskich wyłącznie -jak Pan sugeruje- w celach "oszczędności na kamieniu". Takie użycie dotyczyło wyłącznie kamienia już raz użytego, niezgodnie z przeznaczeniem, ale z bardzo konkretnych powodów -oględnie mówiąc- ideologicznych. W grudniu 2007r. miałem w Browarnej wystawę, która m.in. poruszała ten problem. Jej "bohaterem" były macewy z łowickiego kirkutu, wykorzystane w l.50 XX w. do budowy Pomnika Wdzięczności Armii Czerwonej (po jednej stronie macewa po drugiej sołdat z ruską pepeszą i pięcioramienną gwiazdą). Jednakże tymi samymi macewami wcześniej, bo we wrześniu 1939 r., Niemcy jak najbardziej także z powodów ideolo- regulowali koryto Bzury. Natomiast przez 65 lat NIE BYŁO TU PRZYPADKU UŻYCIA macew wziętych bezpośrednio z cmentarza żydowskiego przez Polaków w celach budowlano-oszczędnościowych. Pozdrawiam.

    ReplyDelete
  3. Szanowny Panie,
    Nie szukam spisku.
    1) nie wiem czy chodzi Panu o cytat czy o tezę. Jeśli o tezę jaką w tekście stawiam to jest ona zgoła odmienna od cytowanego zdania. Jeżeli to zdanie uważa Pan za tezę, to nie wiem jak ma się do niego cały tekst, a jeśli nazywa pan tezą zdanie, to prosze nie przywiązywać do niego tak dużej wagi.
    2)Wydaje mi się, że konstrukcja zdania wskazuje na jego ironiczny charakter, zresztą nie trudno (mam nadzieje to wyczuć) jest też refleksją na temat tego co o sprawie mówią artysta i kuratorka.
    3)Cieszę się z takich inicjatyw w Pana galerii, nie znałem, nie słyszałem, doceniam.
    4) Jeżeli podkreśla Pan, że przez 65 lat przypadki dewastacja w celu budowlanym nie miała miejsca, to gratuluje pewności i wiedzy historycznej, ja niestety taką nie dysponuje.
    Pozdrawiam
    A.H.

    ReplyDelete