Wednesday 30 March 2011

Czytajcie przypisy

Beletrystyka o artystach i biografie artystów to albo bujdy, albo bełkot, albo literackie gnioty. Tymczasem W połowie puste życie i twórczość Oskara Dawickiego, książka stworzona przez Łukasza Gorczycę i Łukasza Rondudę stara się mówić prawdę. Zawiera połowę stron zadrukowanych, a połowę nie. Czego o Oskarze Dawickim możemy się dowiedzieć z książki, a czego artysta nie chce zdradzić? Czy Oskar Dawicki może stać się bohaterem popularnym? Czy na podstawie książki powstanie film fabularny? O tym artysta właściwie niewiele mówi Alkowi Hudzikowi, ale za to sporo się śmieje.

Myślisz, że w Polsce potrzeba „popularyzacji” sztuki na szerszą skalę, czy jest OK, a my tylko standardowo marudzimy?

Nie, nie... to są smutne fakty. Nawet przyzwoicie wykształcony Polak nie kocha, nie lubi, nie szanuje, a może po prostu boi się sztuki współczesnej. Sztuki wizualne bez wątpienia stoją najniżej w narodowe hierarchii sztuk. Film, co jasne, jest poza konkurencją, potem muzyka, teatr i literatura, prawie ex aequo. Potem nic, otchłań, piekło, piłka nożna i dopiero na końcu sztuki wizualne... chętniej zwane sztukami plastycznymi (śmiech).

Czy książka o tobie może być stać się popularna? Myślisz, że takie pisanie może trochę rozruszać zainteresowanie polską sztuką współczesną?

Byłoby wspaniale gdyby ktoś niechętny sztuce współczesnej pod wpływem tej książki zmienił zdanie, ale osobiście w to nie wierzę.

Było jakieś artystyczne wydarzenie które ostatnio przykuło twoją uwagę?

Skłamałbym gdybym powiedział ze tak. Owszem, widywałem rzeczy, przy których nie zgrzytałem zębami, ale żeby coś tak uczciwie mi dech zaparło? To nie... Na pewno nie. Włączając w to własną działalność…(śmiech).

Jaki ty masz udział w powstaniu książki, na jakiej zasadzie ją współtworzyłeś?

Dużo rozmawialiśmy… (śmiech), ale wcześniej oczywiście musiałem to wszystko jakoś przeżyć (śmiech). Ja zmyśliłem pierwszą połowę, oni zmyślili drugą, a trzecia połowa została pusta… Nie wiem jak poważnie o tym mówić... nie popadając w przykrą bufonadę, ale widać musiałem jakoś zainspirować obu Łukaszy... Co ważne, odbyło się to to bez zbędnej męki. Lekkość jest dla mnie bardzo cenna, szczególnie, że jak wszystkim wiadomo, „czasy mamy ciężkie...”

Zmyśliłeś? Dużo w książce tej książce to bujdy? Może coś zdradzisz?

Przykro mi, ale tego nie mogę zrobić. Musiałbym dalej zmyślać.. (śmiech), a ten wywiad to wszak sama prawda i tylko prawda…

Książkę mówiąc twoim zwrotem „przeleciał dyskurs”, nie jest taką ot powieścią, ma mnóstwo przypisów. Jak tobie podoba się taki zabieg? Czyni to z opowiadania pewien „artystyczny” projekt?

Ponieważ ja nie jestem autorem tej książki, ale jednocześnie brałem „czynny” udział w jej powstawaniu, sytuacja staje się kłopotliwa. Wtedy chętnie korzysta się z furtki, która daje sformułowanie „projekt artystyczny”. Myślę, że dla potrzeb tej rozmowy, możemy również tak zrobić. A poza tym, przypisy trzeba czytać. Czytajcie przypisy! Bez przypisów łatwo pomylić piekło z niebem, albo jeszcze gorzej...

Jak to jest być bohaterem książki? Jak ci się podoba ten Oskar Dawicki?

Mówiąc szczerze, jeżeli jest to przyjemność, to raczej dość perwersyjna To znaczy, poza tym że jest miło, to również nieco boli. Np. teraz wszyscy mogą wiedzieć gdzie i jakie mam blizny.

Chciałbyś nakręcić film na podstawie tej książki? Podobno z Łukaszem Rondudą zdawaliście egzamin do szkoły filmowej?

Z filmem to zupełnie inna sprawa. Nie chciałbym zapeszyć więc zaniecham szczegółów, ale oczywiście wszystko jest możliwe, jak to w filmie.

Jeżeli zaś chodzi o szkołę to owszem, jesteśmy razem z Łukaszem Rondudą, w Mistrzowskiej Szkole Reżyserii Filmowej Andrzeja Wajdy. Tam właśnie dowiedziałem się, że reżyser to najlepszy zawód jaki można wykonywać w ubraniu. Chętnie bym to sprawdził.

Oskar Dawicki (ur. 1976) – jeden z najciekawszych przedstawicieli polskiej sztuki najnowszej, artysta multimedialny, perfomer. W latach 1991-1996 studiował na Wydziale Sztuk Plastycznych Uniwersytetu im. Mikołaja Kopernika w Toruniu, gdzie wraz z Radkiem Nowakowskim i Wojtkiem Kiwi Jaruszewskim tworzyli w latach 90. XX wieku grupę Tu Performance. Następnie wraz z Igorem Krenzem, Wojciechem Niedzielko i Łukaszem Skąpskim założył grupę Azorro. Współpracuje z galerią Raster. Zdobywca nagrody „Arteonu” za rok 2009.


Wywiad ukazał się w Notesie na 6 Tygodni nr 66

http://www.wuw2010.pl/download/n666.pdf

Saturday 26 March 2011

Rysunek w rozszerzonym polu

Według Pliniusza pierwszym rysownikiem był chłopak, który utrwalił na ścianie kontur cienia swojej ukochanej. Stąd właśnie wiadomo, że rysunek jest traktowany jako źródło sztuk plastycznych od tysięcy lat. Wystawa Rysuj i nie marnuj czasu, przygotowana przez Stacha Szabłowskiego w Salonie Akademii, jest jednak czymś więcej niż tylko zarysem obecności tego medium plastycznego w sztuce. Badania kuratorskie Szabłowskiego objęły nie tylko sztuki plastyczne, ale różne aspekty i znaczenia rysunku w kulturze. Dokąd prowadzi wystawa zainstalowana w dwóch salach warszawskiej galerii?

Jarosław Kozakiewicz
Jarosław Kozakiewicz

Jej narracja powinna się rozpoczynać od pracy Jarosława Kozakiewicza Geometria wnętrz, dwóch filmów wyświetlanych na niewielkich ekranach. Pierwszy jest wizualizacją projektu architektonicznego, co budzi oczywiste skojarzenia z rysunkiem, bo od rysunku architekt z reguły zaczyna swoje plany. Dopiero drugi ekran dopowiada sedno historii. Kamera umieszczona nad śpiącą kobietą rejestruje jej nieświadome ruchy, a każdy z nich zaznacza białą linią. To ludzkie ciało wyznacza proporcje architektoniczne budowli na sąsiednim ekranie. Znamy to doskonale, bo od Witruwiusza po Le Corbusiera architektura czerpała z ciała ludzkiego jako źródła proporcji. Tu architekturę powołuje nieświadomy ruch. Świadomość artystycznego gestu zostaje obalona, bo jak pokazuje Kozakiewicz, niejako podświadomie obdarzeni jesteśmy potencjałem twórczym. To nie my rysujemy w naturze, lecz natura rysuje nami - ta przewrotna myśl o genezie rysunku powraca w wystawie jak bumerang.

Katya Shadkovska
Katya Shadkovska

Abstrakcyjna kreska konstruuje z kolei pracę 6,28 zrealizowaną przez Alicję Łukasiak i Grzegorza Drozda. Zainstalowane wewnątrz dworca Warszawa Wschodnia neony wyznaczały dwoma ciągami wymiary hali głównej. Białe świetlówki wizualizowały linię, dzięki czemu abstrakcja stała się ciałem. Konceptualna praca o przejściu od idei do formy nabrała w kontekście tej wystawy dodatkowych znaczeń, bowiem seryjnie produkowany neon układał się w zimną, techniczną linię, dzięki której udało się określić coś niewyobrażonego.

Mariusz Tarkawian
Mariusz Tarkawian

Z kolei Lucia i Luis to dwójka bohaterów filmów animowanych Nillesa Atallaha, Joaquina Cocina, Cristobala Leon z Chile. Słyszymy tylko ich szepty i widzimy ich cienie, bo na ścianach rozgrywają się ich surrealistyczne, rysowane węglem wyobrażenia. Już od wejścia do galerii słyszymy niepokojące szepty, jakby ktoś siedział pod ścianą i przestraszony zwierzał się komuś obok. Lucia snuje swoją opowieść, która ukazuje się w postaci rysunków powstających na ścianie. Animacja budowana jest rysunek po rysunku, klatka po klatce. Rysunek węglem na ścianie to nie tylko odwołanie do natury, do pierwotnego rysunku na skale. Węgiel w pokoju Luisa i Lucii sprawia, że ściany dziecięcej sypialni, na których tańczą cienie, zamieniają się w nie tyle platońską, ile raczej freudowską jaskinię. Jaskinię, która przywołuje nasze głębokie lęki, strach przed śmiercią i tym, co się czai poza pokojem, strach przed nieznanym. Rysunek zaistniał tu w kinie, a praca filmowa - świetnie - na wystawie o rysunku.

Maurycy Gomulicki
Maurycy Gomulicki

Kultura Ameryki Południowej miała na wystawie jeszcze jedną reprezentację. Maurycy Gomulicki, artysta obieżyświat, który od lat większość chłodnych polskich zim spędza w Meksyku, pokazał na wystawie cykl fotografii tatuażu. Jest to rysunek, który chyba najtrudniej analizować, bo jest w nim tyle znaczeń i motywacji, ile dzieł. Dla ich posiadaczy, tatuaże stają się ilustracją własnej mitologii. Większość z nich „coś znaczy", coś przypomina, ma swoje odwołania. Tatuaże - a raczej dziary - to w więzieniach podstawowy przejaw kultury wizualnej. Tam, gdzie niezaostrzoną struną za pomocą prymitywnego silniczka wyjętego z odtwarzacza kaset magnetofonowych pod skórę wpuszczany jest tusz, Maurycy Gomulicki sfotografował tatuaże niedokładne, rozlane, sinoniebieskie i wyblakłe. Takie dziary są często tylko ilustracją opowieści, którą snują skazani. Rysunek staje się formą pisania pamięci, wizualnym świadectwem historii, która utrwalona zostaje na całe życie, skazując więźnia na jeszcze jedno piętno.

Nilles Atallah, Joaquin Cocin i Cristobal Leon
Nilles Atallah, Joaquin Cocin i Cristobal Leon

Całą wystawę spiął cykl wyklejonych na wysokości wzroku rysunków Mariusza Tarkawiana - stworzonych w ciągu trzech dni spędzonych w Sztokholmie notatek rysunkowych. Wiadomo, że Pablo Picasso tworzył nawet kilkadziesiąt szkiców dziennie. Tarkawian, jak widać, potrafi jeszcze więcej. Oczywiście nie chodzi tu o wyścigi, ale o znaczenie rysunku jako języka, środka komunikacji zarówno z otoczeniem, jak i z samym sobą. Notatki rysunkowe są reakcją na otaczający świat, niewerbalnym sposobem wyrażania myśli. Rysunki są odtworzeniem tego, co się działo, mieszanką fantazji i rzeczywistości. Artysta, konstruując swoją opowieść, zamienia słowa na obrazki, ograniczając komentarz do określenia miejsca i czasu powstania szkicu. To właśnie jest Rysuj i nie marnuj czasu. Rysunek nie jest tu formą uświęconej wysokiej sztuki, lecz językiem, który nie podlega ocenie estetycznej. Zabieg Tarkawiana nazwałbym dowartościowaniem rysunku, postawieniem go na równi z innymi sposobami porozumiewania się.

ZOR - Grzegorz Drozd i Alicja Łukasiak
ZOR - Grzegorz Drozd i Alicja Łukasiak

Jak przygotować dobrą wystawę tematyczną? Rysuj i nie marnuj czasu jest tu doskonałym materiałem poglądowym. Klarowna narracja, zdecydowanie dookreślona szerokimi opisami, umieszczonymi przy każdej pracy. Odwaga kuratora, bo poruszyć inny niż społeczno-polityczny temat, narażając się jednocześnie na zarzuty o paseizm. To ryzyko jeszcze mocniej przekonuje mnie do projektu Szabłowskiego.

Wystawę można by zatytułować „Rysunek w rozszerzonym polu", idąc za tekstem Rosalind Krauss, która tak określała współczesne tendencje w rzeźbie. Rozszerzonym nie tylko na sztukę, ale również komunikację, historię oraz zbiorową i osobistą świadomość. Rysujemy, bo się komunikujemy. Gdy alfabet zawodzi, pozostają nam gesty i kreski. Stach Szabłowski przygotował wystawę nie o sztuce, ale o antropologii kultury wizualnej. Kultury, która przesiąknięta jest rysunkiem.

Rysuj i nie marnuj czasu, Salon Akademii, Warszawa, 25.2 - 18.3.11


Tekst ukazał się w internetowym wydaniu OBIEGu.

Fotografie dzięki uprzejmości portalu

Friday 11 March 2011

Czy wiesz że?




Sztuki plastyczne muszą być zaangażowane, inaczej nikt się nimi nie zainteresuje. Artysta musi komentować społeczeństwo, w innym wypadku przepadnie. Kłam temu zadaje Michał Gayer, którego wystawa w galerii Fundacji Bęc Zmiana już w tytule unosi się „Poza Ziemią”.

Młody artysta z Katowic, co już stawia go na wyjątkowej pozycji w stosunku do pogrążonego w marazmie artystycznym Górnego śląska pokazuje w niewielkiej galerii serię kredkowych rysunków. Cała koncepcja zaczyna się jednak dużo wcześniej. Bo czy wiecie, że już na przełomie XIX i XX w., pisano o podbijaniu wszechświata, wyjściu poza ziemię by uciec od jej zagrożeń; wojen, zanieczyszczeń. To właśnie Konstantyn Ciołek i Nikola Fiodorow stali się inspiracją do powstałych dzieł.

11 prostych, rysowanych kredkami woskowymi kartek w czarnych ramkach. Najbardziej rzuca się w oczy popiersie w sportowej bluzie, z wyszytym logo związku radzieckiego. Popiersie bez twarzy, anonimowe bezimienne, prawdziwy sowiecki przodownik w kosmicznej wojnie. Rysunki przypominające szkice kosmicznych pojazdów, zresztą ta konstrukcyjno-szkicowa. Ich estetyka jest charakterystyczna dla twórczości Gayera. Kolejne prace to rysowane oranżerie, systemy nawadniających rur, wizualne inspiracje wizjonerstwem pisarza. Wreszcie zwyczajne rysunki refleksów świetlnych na szklanych akwariach, trochę nie pasujące do koncepcji, odrywające się od spójnej wystawy.

Jest jeszcze gablota, z książką Poza światem Ciołkowskiego, oraz trzema rysunkami. Pierwszy z nich to po prostu powierzchnia księżyca. Skalista, pustynna, z widokiem na świecącą w oddali Ziemię. Dwa pozostałe to na pozór abstrakcyjne twory, kosmiczne bryły. Jednak w rzeczywistości to rysunkowe makro powiększenia pierwotniak i wiciowiec. Pierwotne formy zwierząt i roślin są zgodne teorią Ciołka, który pisał o księżycowych zwierzoroślach.
11 Obrazów w 11-stu czarnych ramkach, co nie pozostaje bez znaczenia, to okowy dla portretów literatów, które zdobiły ściany szkoły artysty. Wśród nich oczywiście dla żadnego z dwóch pionierów astronautyki nie mogło być miejsca. Gayer próbuje w te ramy wkleić nie tyle pisarzy, co ich idee i pochodne im inspiracje artystyczne.

Michał Gayer pokazał jak można robić swoje, nie patrząc na aktualną scenę sztuki, szukać swoich inspiracji i odnajdować je tam gdzie inni ich nie widzą. Szkoda, że pokazał to w niewielkim pomieszczeniu, co osłabiło koncepcję samej wystawy, była po prostu za mała. Ja jednak liczę na Gayera i na jego próby zdecentralizowania wizerunku polskiej sztuki.


Tekst ukazał się w Dziennik Gazeta Prawna 04.02.2011

Foto: Ewa Dyszlewicz http://ewadyszlewicz.blogspot.com/